Artykuły
- Strona główna
- Artykuły
- Zjazdy i spotkania
- Ruda Biedaczka
Ruda Biedaczka
Pośród leśnych ostępów, gdzie tu i tam połyskuje toń Stawów Milickich, znajduje się skromna "aglomeracja", Wieś Ruda Żmigrodzka, powstała z połączenia trzech organizmów: Wsi Ruda, której nazwa pochodzi od występującej w okolicy rudy darniowej służącej niegdyś jako surowiec do wytopu w dymarkach żelaza - z dwoma przysiółkami: Kolonii oraz Biadaczki. Biadaczka kojarzy się natychmiast z biedaczką tak też Irmina i Zygmunt Szewczykowie, nasi gospodarze, nazwali swoje wiejskie siedlisko: Ruda Biedaczka.
Pośród leśnych ostępów, gdzie tu i tam połyskuje toń Stawów Milickich, znajduje się skromna "aglomeracja", Wieś Ruda Żmigrodzka, powstała z połączenia trzech organizmów: Wsi Ruda, której nazwa pochodzi od występującej w okolicy rudy darniowej służącej niegdyś jako surowiec do wytopu w dymarkach żelaza - z dwoma przysiółkami: Kolonii oraz Biadaczki. Biadaczka kojarzy się natychmiast z biedaczką tak też Irmina i Zygmunt Szewczykowie, nasi gospodarze, nazwali swoje wiejskie siedlisko: Ruda Biedaczka.
Dotąd znałem Zygmunta wyłącznie w sposób "wirtualny" Kontaktowaliśmy się wprawdzie przy okazji "zmawiania się" na Bal Wilków Rzecznych w Ścinawie Polskiej, ale z różnych powodów, nie udało nam się tego spotkania zrealizować. Kiedy więc dotarła do mnie wiadomość od Zygmunta, że zaprasza mnie i moją żonę na swoje włości w Rudzie Żmigrodzkiej, moja radość była wielka. Wsiedliśmy więc do samochodu i po dwóch i pół godziny jazdy, zameldowaliśmy się przed bramą gospodarstwa Państwa Szewczyków.
Przywitała nas tablica z charakterystyczną łacińską sentencją Navigare necesse est (żeglowanie jest koniecznością) aż chce się dokończyć tę sentencję vivere non est necesse (życie nie jest koniecznością). Gdyby tak pokusić się o "przetłumaczenie" w sposób zrozumiały dla współczesnego człowieka, należałoby ująć to w ten sposób: żeglowanie ważniejsze jest od życia, innymi słowy: kocham żeglugę ponad życie. Czyż nie prawdziwa jest ta sentencja?
Już lampa nawigacyjna na "pylonie" świadczyła o tym kto tu mieszka i jakie ma hobby. Wielce to mylące! Gospodarze okazali się bowiem ludźmi o skromnej powierzchowności ale bardzo bogatym wnętrzu. Pełni niespodzianek. Gospodarstwo okazało się skarbnicą ich talentów i siedliskiem pełnym ciepła i specyficznego klimatu. Zgromadzone tu liczne bibeloty świadczą o różnorodności zainteresowań gospodarzy. Z pietyzmem tworzony klimat udzielił się nam natychmiast po przekroczeniu progu tego domostwa. Jasne spojrzenia gospodarzy świadczyły o ich szczerych intencjach. Wykonanie zaś zadziwiło nas wszystkich, tu przybyłych.
Spotkałem tu naszego Kapitana – Andrzeja Podgórskiego oraz Kolegę Jacka Sługockiego (@ slepowron) z małżonką Jasią. W kilka minut, za sprawą specyficznej atmosfery, jaką narzuciło nam to miejsce, poczuliśmy się jak w rodzinie.
Samo powitanie było iście rodzinne. Uściskowania (ulubione powiedzonko Zygi wieńczące Jego listy) stały się faktem fizycznym, nie tylko na papierze. Przy powitalnej szklaneczce piwa dowiedzieliśmy się od gospodarzy jakie to walory przyrodnicze i wypoczynkowe ma ich miejscowość.
Potem nastąpiła weryfikacja ich wizji w terenie. Zygmunt obwiózł nas swoim busem po okolicy. To co zobaczyliśmy przyprawiło nas o zdumienie. Przyroda, pokusił bym się o stwierdzenie, dziewicza. Nic dziwnego, bowiem znaleźliśmy się na terenie Rezerwatu Przyrody - Stawy Milickie.
Rezerwat kieruje się swoimi prawami. Nawet w sytuacji, kiedy ponad trzystuletni dąb został zaatakowany przez owada o nazwie koziróg dębosz, biolodzy nie zdecydowali się na akcję mającą na celu ochronę jednego z dwóch rzadkich przecież gatunków i pozostawili je samym sobie. To przyroda powinna rozgryźć ten trudny do "zgryzienia orzech". Powyżej, na zdjęciach widać zniszczony pień zaatakowanego przez chrząszcza drzewa oraz uschnięty główny konar. Jeden z konarów jeszcze żyje.
Kiedy wróciliśmy do domu, czekała nas wspaniała uczta. Oto menu tego wystawnego zaiste obiadu: kartoflanka Rudej Biedaczki, pieczyste z borowikiem i młodą cebulką, botwinka z delikatnym pasztecikiem z cielęciny. Oczywiście również już słynny wśród TŻŚ-owej braci smalec Zygi z dwudniowym ogóreczkiem małosolnym.
Proszę Państwa! Palce lizać!
Prezentacja obejścia, potem pogaduchy przy stole trwały do podwieczorku. Była kawa z serniczkiem wypieku mojej żony, Uli. Potem wszyscy zabrali się do przygotowania wieczornej biesiady przy ognisku.
Jeszcze słońce stało wysoko na niebie, kiedy nasz Kapitan Andrzej zaczął bluesować na gitarze. Dołączyli do niego Jacek i Ula, potem całe towarzystwo, łącznie ze spanielką Marą. Zygmunt przyniósł tekst, Andrzej dopisał muzykę i po kilku próbach zagraliśmy i zaśpiewaliśmy pieśń , nazwaną przez twórcę tekstu, Jacka Karcza - Hymnem Marynarzy Słodkowodnych.
Hymn Marynarzy Słodkowodnych
Mocni wiarą
wielcy duchem
marynarze polskich rzek
na pochylniach
w śluzach
w portach
zaśpiewajmy
rzekom pieśń.
Ta pieśń
to mojej rzeki nurt
ta pieśń
to obmywanie burt
ta pieśń
to fali rzecznej rym
ta pieśń
to marynarski hymn.
Mocni sercem
wierni słowom
marynarze polskich rzek
na beemkach
pchaczach
łajbach
zaśpiewajmy
rzekom pieśń.
Ta pieśń
to mój na rzece dom
ta pieśń
to nie jest życia błąd
ta pieśń
to jest bezpieczny trym
ta pieśń
to marynarski hymn.
Prężni krokiem
dzielni pracą
marynarze polskich rzek
po szklaneczce
kuflu
beczce
zaśpiewajmy
rzekom pieśń.
Ta pieśń
to wiatru wspomnień smak
ta pieśń
to smutnej wizji szlak
ta pieśń
to starej szkoły rytm
ta pieśń
to marynarski hymn.
Biesiadowanie trwało do późnej nocy. Były tańce, były śpiewy, były popisy muzyczno wokalne. Były rozmowy na różne tematy, aż księżyc wychynąwszy zza lasu roztoczył swoją srebrną poświatę na dolinę Baryczy, aż w oddali zaczęły swoje rohowory i pokrzykiwania żurawie, aż nietoperze rozpoczęły nocne łowy. Cóż za wspaniała sceneria!
Następnego dnia, podczas pieszej wędrówki nad pobliską Barycz, szliśmy aleją wysadzaną starymi dębami. Pogoda była wymarzona na takie wędrowanie. Jasia, doskonała grzybiarka znalazła nawet kilka grzybków, w tym borowika. Było czym pocieszyć oko.
Czas szybko mija. Po południu z żalem pożegnaliśmy gospodarzy udając się w drogę powrotną do domów.
Ta relacja niech będzie ukłonem w stronę inicjatorów i realizatorów tego spotkania - ludzi nie związanych już zawodowo z żeglugą śródlądową, ale jakże żywotnie zainteresowanych jej losami i będących wciąż gorącymi orędownikami jej restytucji.
Irmina i Zygmunt Szewczykowie zapraszają wszystkich, którzy zmęczeni lub znudzeni miejskim życiem zechcą odpocząć w tym urokliwym, tchnącym sielskim spokojem miejscu. Za niewielkie pieniądze (pokrywające koszty eksploatacji) proponują w pełni wyposażony dom z: "duchem i atmosferą". Zacytuję słowa piosenki śpiewanej przez Hannę Banaszak:
"Gościu zmęczony, gościu znużony, jeśli zabłądzisz kiedyś w te strony, zajrzyj tu do nas koniecznie"
Telefon do Zygmunta - mobile: +48 501 541 419
Zdjecia: Irmina & Zygmunt Szewczyk, Adam Madaj
Udostępnij:
Kliknij przycisk `Akceptuję`, aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności.Przeczytaj informacje o używanych przez nas Cookies